wtorek, 10 czerwca 2014

Są takie dni...


Są takie dni w tygodniu, kiedy mama dla Jula przestaje istnieć i staje się potrzebna tylko wtedy, gdy trzeba pampersa zmienić bądź dać jeść. W każdym innym przypadku godnie zastąpić ją może Babcia, Dziadek bądź Ciocia :) Dzieje się tak, gdy przyjeżdżamy do mojego rodzinnego domu…

Właśnie trwa jeden z takich dni – mama spokojnie pisze notkę, a Jul biega po podwórku z Ciocią M. i Wujkiem Ł. Najpewniej przypomni sobie o mamie, gdy ssanie w żołądku poczuje. Zje naprędce i ruszy dalej poznawać świat, nie obejrzawszy się nawet przez ramię na swą rodzicielkę.

Z jednej strony uwielbiam takie dni i wyczekuję na nie z niecierpliwością. Jest to dla mnie czas odpoczynku, pełnego relaksu, czas gdy mogę podelektować się kawą i przeczytać gazetę bez pośpiechu. W takie dni nie słyszę ciągle „mama”, nie spędzam pół dnia siedząc na podłodze, nie gonię za zabawkami, które jakimś dziwnym przypadkiem znalazły się pod szafką/sofą/ławą… Są to chwile, które mogę poświęcić sobie i tylko sobie, nie martwiąc się o to, co mój mały odkrywca właśnie wyprawia. A nie czuję o niego niepokoju, gdyż wiem, że jest w najlepszych rękach, w jakich może być (no poza mamą i tatą oczywiście :)) W rękach ludzi, którzy kochają go miłością największą i których on takową darzy. I miłość tą Jul „wykorzystuje” na 100%. Z Babcią wertuje książki, z Ciocią pół dnia siedzi w „namiocie” z kocy, z Wujkiem naprawia rower, a z Dziadkiem karmi gołębie. Równo dzieli swoją uwagę na wszystkich, żeby czasem nikt nie poczuł się poszkodowany :) Nawet dla psa znajdzie czas, bo przecież bez przytulania się do futerka wizyta nie może zostać zaliczona do udanych. I tylko mama w takim dniu ma święty spokój… i ładuje akumulatory.

Z drugiej strony, gdy wizyta dobiega końca i wracamy do domu, jakaś dziwna tęsknota chwyta mnie za serce. Bo niby byłam przy synku cały czas, ale jednak inaczej niż na co dzień. Po takim dniu wieczorne rytuały nabierają większej wartości… Kąpiel, wygłupy w łóżku, układanie do snu obfitują w masę czułości i miłości. A gdy Julek zasypia potrafię siedzieć przy nim i po prostu wpatrywać się w jego słodką twarz. I czuję, że jutro znowu ruszymy na podbój świata, ale tym razem we dwoje – ja i mój synek. Pełni energii, wypoczęci i stęsknieni za sobą :)

Natalia

Zdjęcie własne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz