poniedziałek, 27 października 2014

Zmarzluchy.


Jesteśmy od paru dni w UK, ale dopiero dzisiaj zawitało słoneczko więc wybrałyśmy się z Kiką na spacer. Oczywista oczywistość, że tylko na pobliski plac zabaw. Dalej nie spacerowałyśmy bo niby słoneczko świeci ale wystarczy wystawić głowę zza drzwi i chce ci ją urwać :) Także niedługi spacer na ulubione zjeżdżalnie i huśtawki. Mama coby nie tracić czasu, zabrała aparat i wpadła w szał zdjęć. Tadi nazwał mnie dzisiaj paparazzi i sępem :D A to dlatego, że biegam w kółko za Wiki, próbując zrobić jakiekolwiek wyraźne zdjęcie, a moje dziecko z uśmiechem na twarzy specjalnie mi ucieka i woła "Mama konieć juś, konieć juś!":) 

Dotarłyśmy na miejsce. Odpowiednio ubrane - ciepła polarkowa bluza z kapturem do tego leginsy, na głowie czapka żeby uszu nie zawiało oraz rękawiczki bez palców, bo przecież ręce strasznie marzną od metalowych rurek. Na nogach ciepłe i wygodne buty typu emu :) Jako przezorna i zawsze ubezpieczona matka, zabrałam jeszcze ze sobą lekką kurteczkę w razie pogłębiającego się uczucia chłodu i przewiania. 

Wszystko super. Wiktorii chyba było dość ciepło; z huśtawek ciężko było ją zabrać. Dziecko szczęśliwe. Mama też, chociaż nie ukrywam, że ręce trochę mi zmarzły. Chyba jestem zmarzluchem :)



Ale to co zobaczyłam na owym placu zabaw, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia o tutejszym sposobie ubierania. Zaznaczam, że mamy ostatnie dni października.... Jak to na placu zabaw dzieci dosyć sporo, angielskich dzieci i my. Dziewczynki - spodenki lekko zakrywające pośladki, zwiewne bluzeczki na ramiączkach i do tego sandałki!!!!! Co prawda mają jakąś bluzę ze sobą, ale albo przewieszona w pasie albo rzucona na ławkę. Domyślacie się jak to komicznie musiało wyglądać?!? My i te dzieciaczki obok...

Już podczas ostatniego pobytu w Anglii na przełomie sierpnia i września dało się zauważyć różnicę w sposobie ubierania polaków i anglików, czy też innych przebywających w tym kraju narodowości. Wspominałam o tym co nieco TU. Ale teraz jest to wręcz nie do uwierzenia! 

Tłumaczę sobie to tym, że to kwestia przyzwyczajenia, kwestia klimatu, kwestia wychowania i innej kultury. Prawdopodobnie w Polsce przy podobnej pogodzie, ubierając się po angielsku zostalibyśmy wytknięci palcami i podejrzani o lekką nierówność pod sufitem ;) Zresztą, mi ciężko było oderwać wzrok od tych dzieciaków. Jak im nie jest zimno? Czy za 2-3 dni nie będą leżeć z gorączką w łóżku? A może to jest sposób na choroby - po prostu zahartować ciało od najmłodszych lat?  Jestem ciekawa angielskiej zimy... Wiem, że jest dużo łagodniejsza od naszej, polskiej, często bardzo mroźnej zimy. Toteż podejrzewam, że tutejsze dzieciaczki nie posiadają w swoich garderobach śniegowców i puchowych kurtek :)

Pobyt na placu zabaw zapewnił wiele wrażeń zarówno Wiki jak i mnie.  



A Wiktoria ma na sobie:

leginsy - Primark (SH)
bluza z polaru minky - PompdeLux (SH)
czapka - hand made Anielski Dom (cały zestaw już wkrótce w osobnym poście)
rękawiczki - wyszukane podczas ostatniej wizyty w Primark (1 funt za dwupak!)
buty - Primark

Ania
Zdjęcia własne.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz