poniedziałek, 13 października 2014

Z miłości.

Chyba jestem zła.. nieee nie zła...w małej depresji? nie, to chyba też nie to... zmęczona? pewnie trochę... nostalgicznie nastawiona do rzeczywistości? sama nie wiem. Chyba każdego po trochu, razem wszystko wymieszane, zabełtane, a teraz to ze mnie wychodzi.

Ostatnie miesiące mojego życia dały mi wiele do myślenia. Życie lubi płatać nam figle, a mi zrobiło takiego psikusa, że nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu sytuacji. Ja, sama w domu, sama z małym dzieckiem, sama nocą, sama z pająkami, sama z rachunkami, sama ze sprzątaniem, gotowaniem, i całą resztą życia - sama, dzień w dzień sama! No przecież nie dam rady! Ja boje się pająków! Ratunku! Kto zabije pająka jak spokojnie będzie przechadzał się po moim salonie?!

I wiecie co! Zabijam je sama :) No przecież ktoś musi. Wika za mnie tego nie zrobi. Żebyście widzieli w jakim tempie zabiłam jednego, który zbliżał się do nóżki mojej córki. Sama nie podejrzewałam się o taki spryt i prędkość ;) Potwierdza się po raz kolejny moja dewiza życiowa, że każde zdarzenie w naszym życiu ma jakiś sens i czegoś nas uczy, chociażby tak prozaicznej sprawy jak oswojenie się z pająkami ;)

A wszystko to z miłości, z miłości do własnego dziecka, z miłości o którą nigdy wcześniej nie podejrzewałby mnie nikt i ja sama siebie też nie. Z miłości, która pojawia się w momencie przyjścia na świat naszej pociechy i która rośnie z każdym dniem wspólnego życia. Mężu drogi, jeśli to czytasz wiedz, że ciebie kocham bardzo bardzo bardzo mocno ale miłości do naszej córki nie jest wstanie nic przebić. Może dlatego, że to połączenie dwóch największych wspaniałych miłości - mojej i twojej? To coś co sprawia, że pomimo nieprzespanej nocy i tak rano wstajemy z uśmiechem na twarzy i po raz kolejny ubieramy, myjemy, czeszemy, karmimy naszą pociechę :) I tak w kółko. I nadal mamy na to ochotę, pomimo, że dzisiaj Wika wrzeszczała pół dnia, a drugie pół sikała w majtki (mama miała trochę sprzątania). I nie przeraża mnie fakt, że jest noc, a ja nie śpię choć powinnam zbierać energię i siły na kolejny dzień. Od momentu pojawienia się Wiki na świecie wiem, że dam radę. Dam radę dla niej. To jest taki moment w życiu, w którym zdajemy sobie sprawę, że cała reszta nie istnieje, cała reszta jest nieważna. Wszystko to, o co zabiegaliśmy do tej pory jest mało ważne. Ważna jest ta mała osóbka na naszych rękach. I z uśmiechem na twarzy wspominamy chwile kiedy człowiek nie mógł zasnąć bo ktoś za głośno rozmawia, albo lampka nocna świeci nam w oczy. Z uśmiechem na twarzy spoglądamy na kobiety spodziewające się potomstwa bo wiemy co je czeka. Nieprzespane noce, podkrążone oczy, obolałe ręce, wypadające włosy, papranie się w kupkach, napady płaczu, histerii, ciągły strach i permanentny brak czasu dla siebie itd., itd. Ale też ogrom miłości, cierpliwości, dystansu, wyrozumiałości, której nie doświadczymy dopóki nie będziemy mieli własnego dziecka. 

Życzę każdemu z całego serca, żeby doświadczył tej miłości. Bo tego nie da się komuś wytłumaczyć chociażbym miała rozpisywać się tu do rana. Przyjaciółka niedługo po porodzie powiedziała do mnie: "Ania, dopiero teraz rozumiem to, o czym mówiłaś mi kiedy urodziłaś córkę" - Tego nie da się opowiedzieć, tego trzeba doświadczyć. 

 Z miłości i dla miłości :)

Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz