Zacznę od tego, że nigdy, przenigdy nie miałam ciśnienia na szybkie odpieluchowanie dziecka. Po pierwsze - nie widziałam takiej potrzeby; po drugie - używamy pieluch wielorazowych, a więc nie czuję bólu podczas zakupu kolejnej paczki jednorazówek w tym tygodniu; po trzecie - strasznie przemawiało do mnie problemy z kręgosłupem przy wczesnym sadzaniu dziecka; po czwarte - dopóki dziecko nie było świadome swoich potrzeb fizjologicznych nie chciałam "bawić się" w nocnikowanie. To chyba tyle.
Do tematu podchodziłam kilka razy od momentu zakupu nocnika, a było to jak Wika miała około 1,5 roczku. Nocnik zakupiłam TEN w sklepie IKEA. Polecam - prosty, wyjmowany środek bardzo wygodny podczas czyszczenia - dla mnie rewelacja. No i w kolorze mojej łazienki :p Oczywiście zachwyt nocniczkiem (mój - nie dziecka :D ) przejawił się tym, że chciałam spróbować. A może już jest ten czas, że pozbędziemy się pieluszki z pupy. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem i dałam sobie spokój. Nic na siłę. Była to zima, toteż pewnie trochę z mojego lenistwa i pogody, odpuściłam. Kolejna próba była po miesiącu, i po dwóch i nic. Nie czułam żadnego żalu, rozgoryczenia czy zawodu - wiedziałam, że Wiki jeszcze nie kuma czaczy.
No ale przyszedł ten piękny, słoneczny, gorący, lipcowy dzień. Wiki niedawno zdmuchnęła dwie świeczki na torcie, więc postanowiłam spróbować po raz kolejny. Na dworze temperatura oscylowała w okolicach 30szt C - idealnie, bo prawie cały czas chodziła nago. No i jakież było moje zdziwienie, gdy po pierwszym pokazaniu, że teraz tutaj robimy siku, Wiki przez cały dzień sama biegała do łazienki i robiła siku!! Czasem zawołała "mamuniu kupka!", a ja biegłam za nią w te pędy, żeby ewentualnie pomóc. Po pierwszym dniu byłam wniebowzięta :)) Ale... uświadomiłam sobie, że nie mamy majteczek :p
Dzień drugi - od rana bez pieluszki na pupie :) Żeby nie było za pięknie, Wiki zesikała sofę i raz podłogę. Wydaje mi się, że nie jest źle :))
Dzień trzeci - pół dnia w pieluszce bo wyjechałyśmy na miasto po bieliznę dla mojej małej dziewczynki. Dzień podobny do poprzedniego - raz nocnik a raz podłoga. Jak to u dziecka - zabawi się czymś i nie zdarzy dolecieć do nocnika. Każdemu się zdarzy ;)
Problem pojawił się gdy trzeba było zrobić kupkę. Widziałam, że jest problem. Wika próbowała zająć się malowaniem, plasteliną ale była lekko zdenerwowana. Dwa razy podchodziła do nocnika ale nie udało się. W końcu pobiegła, my za nią... i jest. Poczułam ulgę bo wiedziałam, że jest to przełom. Wszyscy zadowoleni, oczywiście pochwały i oklaski nie miały końca.
Przy kolejnej, przytuliła się i mówi że się boi :( Uświadomiłam sobie wtedy jakie jest to ogromne przeżycie dla dziecka i jak dużo potrzebuje od nas, dorosłych, wsparcia i pomocy. Trwało to pół dnia ale kolejny sukces za nami.
I kolejny wypad na miasto, Wiki w pieluszce, ja w środku hipermarketu, córa woła "mamuniu siku" o_O. Moja pierwsza taka sytuacja na mieście, lekko spanikowana gdzie najbliższa toaleta. Domyśliłam się, że nie dolecimy. Wytłumaczyłam Wiki, że wyjątkowo musi zrobić do pieluszki - przytaknęła głową, parę sekund i oznajmiła, że już :) Uff ulżyło mi.
Obecnie jesteśmy na etapie "gołej pupy" w domu + pieluszki na wyjścia. Jak będzie dalej, zobaczymy. Jestem dumna z mojej małej Wiki, że tak dzielnie sobie radzi i tak świadomie podeszła do tematu :)
Ania
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz