Nadszedł ten dzień, tak to już dzisiaj - ciągle myślę i powtarzam mojemu dziecku, że to już dzisiaj tata przylatuje do nas na parę dni :) Wika podekscytowana dopytuje czy to na pewno dzisiaj, czy już jedziemy na lotnisko i czy ten samolot na niebie to jest jej i taty.
Mija parę minut i znowu słyszę pytanie czy już możemy się ubierać i jechać po tatę. A przecież jeszcze mamy chwilkę; już się chyba niecierpliwi. Próbuję ją zająć wypatrywaniem samolotu na niebie i na ekranie monitora wyszukujemy "nasz" lot. Widzę te emocje w moim dziecku, widzę, że czeka z niecierpliwością, że po głowie krążą myśli.
I słyszę: "taty musimy pilnować żeby już nie poleciał". I w tym momencie czuję, że to wszystko jest takie trudne, takie złożone i od razu zastanawiam się jakie to będzie miało konsekwencje dla nas w przyszłości. Ba! jakie to już wywarło zmiany w naszym życiu, w naszym myśleniu, w naszych uczuciach i relacjach. Czy to aby na pewno wyjdzie nam na dobre? Jak to wpływa na nasze dziecko? I jak ja mam jej to wszystko tłumaczyć?
Mija parę minut i znowu słyszę pytanie czy już możemy się ubierać i jechać po tatę. A przecież jeszcze mamy chwilkę; już się chyba niecierpliwi. Próbuję ją zająć wypatrywaniem samolotu na niebie i na ekranie monitora wyszukujemy "nasz" lot. Widzę te emocje w moim dziecku, widzę, że czeka z niecierpliwością, że po głowie krążą myśli.
I słyszę: "taty musimy pilnować żeby już nie poleciał". I w tym momencie czuję, że to wszystko jest takie trudne, takie złożone i od razu zastanawiam się jakie to będzie miało konsekwencje dla nas w przyszłości. Ba! jakie to już wywarło zmiany w naszym życiu, w naszym myśleniu, w naszych uczuciach i relacjach. Czy to aby na pewno wyjdzie nam na dobre? Jak to wpływa na nasze dziecko? I jak ja mam jej to wszystko tłumaczyć?
Potem 20 minut autostradą jedziemy podekscytowani na upragnione spotkanie. I co? Wiktoria za nic nie pójdzie do taty; wstydzi się, niby chce ale mamy nie puści. Po szybkim przywitaniu, wskakujemy z powrotem do samochodu bo przecież trzeba szybko zmykać z lotniska bo tu taki ruch i ciągły tłum. Wiktoria ukradkiem z fotelika spogląda do przodu na tatę; na jej twarzy widać ogrom przeżywanych emocji. W domu niby przytuli się do taty ale to co się w niej dzieje, w mojej głowie powoduje strach i niepewność. Czy tak musi być? Co mamy zrobić aby zaoszczędzić dziecku tych ciągłych rozstań i powrotów. Tylu wrażeń, które ciężko ogarnąć dorosłemu a co dopiero dziecku.
I nastały te piękne, cudowne dni, które spędzamy w trójkę. Wiktoria od rana szaleje z tatą; biegają, robią namioty z kołdry, tata bierze Kikę "na barana" tak, że ja truchleje. Robią wszystko to, na co zazwyczaj mama nie pozwala (matki chyba tak mają, że oczyma wyobraźni widzą więcej niż tatusiowie ;) ) Albo po prostu mama nie ma takich "mocy". A z tatą zawsze są wygłupy, z tatą jest chowanie się przed mamą, z tatą można nawet poudawać wycie wilków, z tatą jest po prostu inaczej.
I zawsze w takich momentach mam ochotę powiedzieć: dość, chcę być normalną rodziną, chcę żeby moje dziecko miało i mamę i tatę na co dzień, chcę po prostu żyć. Nie potrzebujemy luksusów, potrzebujemy siebie nawzajem na co dzień. I do wspólnych wygłupów i do rozmów, i do czytania bajek, i do zasypiania, i do sprzeczek o bzdurę i poważnych kłótni. Bo przecież chyba o to chodzi, żeby rodzina była razem.
Mijają te wspaniałe dni, podczas których nie zabrakło czasu na śmiech, na psoty, na zwadę, na rozmowy, na wspólne zasypianie i wspólne poranki.
Do pożegnania aż ciężko wracać myślami. Płacz, pytania "po cio", stwierdzenia "nie chcie", błagalne wyciąganie rączek w stronę drzwi. "Ja lubię tatę i nie chcie żeby poleciał" słyszę podczas wieczornej toalety.
Wika już zasnęła. Zasypiając jeszcze raz zapytała czy może zobaczyć jak tata leci i wspólnie patrzymy na flightradar24.pl wyszukując samolotu z tatą. Poleciał. Już jest wysoko.
Nie upilnowałyśmy go.
Ale wróci, na pewno wróci, już niedługo.
Ania
I zawsze w takich momentach mam ochotę powiedzieć: dość, chcę być normalną rodziną, chcę żeby moje dziecko miało i mamę i tatę na co dzień, chcę po prostu żyć. Nie potrzebujemy luksusów, potrzebujemy siebie nawzajem na co dzień. I do wspólnych wygłupów i do rozmów, i do czytania bajek, i do zasypiania, i do sprzeczek o bzdurę i poważnych kłótni. Bo przecież chyba o to chodzi, żeby rodzina była razem.
Mijają te wspaniałe dni, podczas których nie zabrakło czasu na śmiech, na psoty, na zwadę, na rozmowy, na wspólne zasypianie i wspólne poranki.
Do pożegnania aż ciężko wracać myślami. Płacz, pytania "po cio", stwierdzenia "nie chcie", błagalne wyciąganie rączek w stronę drzwi. "Ja lubię tatę i nie chcie żeby poleciał" słyszę podczas wieczornej toalety.
Wika już zasnęła. Zasypiając jeszcze raz zapytała czy może zobaczyć jak tata leci i wspólnie patrzymy na flightradar24.pl wyszukując samolotu z tatą. Poleciał. Już jest wysoko.
Nie upilnowałyśmy go.
Ale wróci, na pewno wróci, już niedługo.
Ania
Oj łezka w oku się zakręciła jak to czytałam.... Skąd ja to znam... U nas Gaba i Nati też tak reagują... Aż serce się ściska patrząc jak dzieci tęsknią i cierpią... Ale Tatusiowie wracają, chociaż na chwilkę, ale są... Dobrze że jest skype i można prawie codziennie porozmawiać... kasiablond
OdpowiedzUsuńDokładnie, dobrze, że wracają chociażby na kilka dni. U nas po ostatnim pożegnaniu Wika nie bardzo chciała rozmawiać przez skypa :( Podejrzewam, że za trudne to było dla niej, nie mogła znieść tego, że tata wczoraj był z nią a dzisiaj już tylko w komputerze. Jest coraz starsza i chyba trudniej jej to wszystko przetrwać.
OdpowiedzUsuń