Lubicie testować potrawy innych kuchni niż polskiej? Ja lubię w ogóle testować, lubię nowości w kuchni, lubię nowe smaki. Zazwyczaj wyszukam jakiś przepis, modyfikuje go względem naszych podniebień a czasem też względem zaopatrzenia w lodówce. I powstaje coś naprawdę dobrego, coś co smakuje naszej całej trójce. Taką potrawą jest właśnie zupa "krabowa" kuchni chińskiej.
Zupa wyglądem przypomina rosół. Ma w sobie sporo mięsa więc uważam, że jest bardzo pożywna i może robić za pierwsze i drugie danie. A ja uwielbiam takie obiady jednogarnkowe ;)
Do przygotowania owej zupki "krabowej" (piszę w cudzysłowie bo kraba to ona raczej nie widziała, w naszej zupie kraby to paluszki surimi dostępne chociażby z Lidlu czy Biedronce) potrzebujemy:
1 opakowanie paluszków surimi
1 paczka filetów z kurczaka lub mięsa z ud kurcząt bez kości
sos sojowy jasny lub maggi w płynie
białko z 1-2 jajek
1-2 cebule
1-2 ząbki czosnku
ziele angielskie - kilka ziarenek
liść laurowy 2szt
pieprz w ziarenkach - kilka ziarenek (ja lubię kolorowy)
przyprawy chińskie (są gotowe mieszanki)
liście świeżej mięty
koperek (opcjonalnie)
2 kostki rosołowe lub gotowy bulion
sok z 1/2 limonki (opcjonalnie)
Mięso kroimy w cienkie paseczki i marynujemy w sosie sojowym (lub maggi) oraz przyprawach chińskich. W garnku gotujemy wodę wraz z kostkami rosołowymi, a następnie wrzucamy do niej zamarynowane mięso, pokrojoną w cienkie piórka cebulę oraz zsiekany czosnek. Przyprawiamy zielem angielskim, liśćmi laurowymi i pieprzem. Cały czas gotujemy na małym ogniu i dodajemy kolejno liście mięty, paluszki surimi pokrojone w cienkie paseczki lub w kostkę, a najlepiej tak i tak. Gotujemy ok 15 minut. Możemy dodać posiekany koperek oraz sok z limonki. Na samym końcu energicznie mieszając, bardzo powoli do zupy wlewamy białko z jajek, tak żeby powstały nam cienkie niteczki.
Na talerzu zupę możemy przyozdobić liściem mięty i małą gałązką koperku.
Zupę robi się bardzo szybko. Robiłam ją już kilka razy i zaobserwowałam, że najlepiej smakuje świeża, prosto po ugotowaniu :)
Ania
Zdjęcia własne (wykorzystałam gazetkę Lidla)